Jak radzenie sobie z chorobą w rodzinie wpłynęło na moje małżeństwo

Autor: Laura McKinney
Data Utworzenia: 7 Kwiecień 2021
Data Aktualizacji: 1 Lipiec 2024
Anonim
ks. Dominik Chmielewski - Plaga rozwodów
Wideo: ks. Dominik Chmielewski - Plaga rozwodów

Zawartość

Kiedy The Marital Mystery Tour oddano do druku, Alan i ja nie mieliśmy możliwości przewidzenia procesu, który nas czekał. Oto historia Bożej wierności wobec nas poprzez ogień tej próby.

Pożar zaczął się w szpitalnej poczekalni o 21:30. 4 września 2009 r.

Alan i ja czekaliśmy na wyniki operacji brzucha naszego syna Josha. W towarzystwie kapelana szpitalnego, chirurga jelita grubego, dr Debory McClary, weszła i powiedziała: „To nie poszło tak, jak się spodziewałem.

Joshua jest pełen raka”. Alan i ja padliśmy na siebie i rozpłakaliśmy się.

Wtedy 31-letni Josh przygotowywał się do rozmieszczenia w Iraku ze swoją jednostką Gwardii Narodowej. Ale po uderzeniu w tył jego samochodu, doznał niesłabnącego bólu brzucha.


Podejrzewał, że uderzenie poduszki powietrznej stworzyło przetokę, rozdarcie w delikatnych tkankach między jego jelitami a jelitami. Przez lata dręczony przez wrzodziejące zapalenie jelita grubego, Josh ciężko pracował, aby przezwyciężyć problemy z trawieniem.

Obawiając się, że przeszkodzi mu w rozmieszczeniu, unikał wizyty u lekarza, ale oczywiście dla mnie i Alana był chory — miał gorączkę i zgięty wpół z bólu.

Nalegaliśmy, aby został zbadany, a Pan zaprowadził nas do wykwalifikowanego i współczującego doktora McClary'ego. Rozpoznała poważny stan Josha i odwołała spotkanie, żeby się z nim zobaczyć.

Po egzaminie zapytałem, czy możemy się pomodlić. Powiedziała tak. Pomodliłem się, a potem spojrzałem w górę i zobaczyłem dr McClary klęczącą przed Joshem z ręką na jego kolanie.

Pan wiedział, że będziemy potrzebować silnego chrześcijańskiego lekarza, który przejdzie z nami przez to, co ma nadejść.

Omówiliśmy najgorsze wyniki. Josh bał się możliwej kolostomii, usunięcia najbardziej uszkodzonej części okrężnicy i przekierowania przez otwór w brzuchu, aby umożliwić wygojenie chorego jelita i odbytnicy.


Nigdy nie podejrzewaliśmy, że jego zapalenie jelita grubego doprowadziło już do podstępnego rozprzestrzenienia cienkiej warstwy raka. Uniknął wykrycia podczas zwykłych badań lekarskich, a mimo to wyprzedził większość tkanek trawiennych poniżej pępka.

Przerażająca torba kolostomijna stała się najmniejszym zmartwieniem Josha.

Szczegóły walki Josha z rakiem mogłyby zapełnić całe tomy: jak bardzo był na nas zły, że czekaliśmy od 22:30. do 4 nad ranem, aby przekazać mu diagnozę, nie wiedząc, że słyszał słowo „rak” szeptane na sali pooperacyjnej.

Jak wspólnie nauczyliśmy się zmieniać worki kolostomijne i czyścić stomię; jak chemioterapia uczyniła go samobójczym; jak desperacko szukał leków naturopatycznych na swoją chorobę; jak starał się radzić sobie z jak najmniejszą ilością leków przeciwbólowych.

Jakże ogarnia go ból, dopóki nie zostanie zgnieciony, wijąc się na podłodze; jak łamał różne rzeczy w gniewie na swój ból; jak płakaliśmy; jednak jak on wciąż potrafił mnie rozśmieszać aż do jego ostatniego dnia na ziemi.


I jak to się skończyło o 2:20 nad ranem 22 lipca 2010 roku, kiedy Pan podniósł ducha Josha z jego zmęczonego, złamanego ciała i przyprowadził go do domu.

Jednakże, ten artykuł dotyczy małżeństwa i chcemy opisać, co Pan uczynił w Alan i we mnie poprzez wyzwania tej bitwy.

Cofanie się

Nasze życie było wyjątkowo chaotyczne, kiedy pojawił się rak Josha.

Trzy lata wcześniej, mając nadzieję na dostanie się na grunt służby małżeńskiej w młodej społeczności, Alan i ja kupiliśmy nowy dom na nieskazitelnej, planowanej osiedlu 40 mil na zachód od miejsca, w którym spędziliśmy poprzednie 25 lat.

Oślepieni gwiazdami w naszych oczach wpadliśmy na cienki finansowo lód. Utrzymaliśmy nasz dawny dom do wynajęcia, ale mieliśmy problemy z utrzymaniem go w domu. Kiedy lokatorzy się wyprowadzili, musieliśmy spłacić dwa kredyty hipoteczne plus opłaty stowarzyszenia właścicieli domów.

Wtedy nasza organizacja non-profit Walk & Talk straciła głównego darczyńcę, a seminarium, w którym Alan pracował w niepełnym wymiarze godzin, wyeliminowało jego stanowisko.

Wzrost naszej nowej społeczności skurczył się wraz z gospodarką, a nasze nadzieje na założenie kościoła i rozwinięcie tam służby rozwiały się.

Dłuższe dojazdy autostradą międzystanową do pracy jako współpracownik redaktora magazynu odbiły się na moim zdrowiu. Ze stwardnieniem rozsianym zdiagnozowano mnie w 2004 roku, byłem wyczerpany fizycznie, psychicznie i emocjonalnie przez stres związany z pracą.

Alan jechał jeszcze dłuższą trasą. Aby zmniejszyć wydatki, sprzedaliśmy jego samochód. Zawiózł mnie do pracy i odebrał. Często byłem zbyt wyczerpany, żeby przygotować obiad. Alan przygotowywał więcej posiłków i sprzątał, a ja czułam się winna, że ​​pozwoliłam mu to zrobić.

Stwardnienie rozsiane wpłynęło na moje zdolności poznawcze i pamięć krótkotrwałą, czyniąc mnie podatnym na błędy w pracy. A moim zadaniem było poprawianie błędów, a nie ich popełnianie!

W sierpniu 2008 roku pożegnałem się z magazynem i moim ukochanym współpracownikiem, któremu doradzono w sprawie uzyskania renty inwalidzkiej. Straciliśmy połowę moich dochodów i zdobyliśmy odpowiedzialność za 100% naszego ubezpieczenia zdrowotnego.

Alan bezskutecznie próbował refinansować nowy dom. W desperacji wymieniliśmy go z pośrednikiem handlu nieruchomościami specjalizującym się w krótkiej sprzedaży, naprawdę upokarzającym doświadczeniem.

Odetchnęliśmy z ulgą, gdy bank zatwierdził kupca i zaczął przygotowywać się do powrotu do Phoenix, co planowaliśmy zrobić, gdy jesienią wygasła umowa najmu naszych najemców. Był początek sierpnia 2009 roku.

W styczniu, zaledwie osiem miesięcy wcześniej, zrobiłem zdjęcie Josha opartego o swoją królewskoniebieską Hondę Prelude, szczęśliwego i pewnego siebie. Niedawno wrócił z rocznego kontraktu rządowego w Iraku.

Miał pieniądze w banku i milion opcji na swoją przyszłość. Jego jednostka Gwardii Narodowej otrzymała rozkaz rozmieszczenia, gdy był za granicą. Miał dziewięć miesięcy na przygotowanie się do powrotu do Iraku, mówiąc, że musi „wyzdrowieć”.

Ubijając się pod jego macho, okrężnica Josha dawała mu trochę spokoju i próbował jednego alternatywnego leczenia za drugim.

Spóźniał się, jadąc na sesję naturopatii, kiedy kierowca przed nim wcisnął hamulce na żółtym świetle, gdy Josh próbował go przebiec. To było 17 sierpnia 2009 roku.

Testowanie węzłów

Izajasz 43: 2-3a mówi:

Gdy przejdziesz przez wody, będę z tobą;

A przez rzeki nie przeleją się.

Gdy przejdziesz przez ogień, nie zostaniesz spalony,

Ani płomień cię nie spali.

Bo jestem Pan, twój Bóg,

Święty Izraela, twój Zbawiciel.

Przez miesiące radzenia sobie z chorobą (rak Josha) i od jego śmierci, każda kluczowa zasada omawiana przez Alan i ja w The Marital Mystery Tour została przetestowana, wypróbowana i sprawdzona w naszym małżeństwie.

  • Koleżeństwo

Początkowo szok i przerażenie chorobą Josha rzuciły mnie i Alana w swoje ramiona.

Zostaliśmy złapani w wir emocji, wyrzuceni za burtę z naszego finansowo tonącego statku w białe czapki kryzysu Josha. Przyczepiliśmy się do siebie, żeby się podeprzeć i trzymaliśmy się nawzajem nad wodą.

Ale nie minęło dużo czasu, zanim skomplikowana osobowość Josha, potrzeby medyczne i wymagania emocjonalne zaklinowały się między nami. Radziliśmy sobie i radziliśmy sobie z chorobą naszego syna, który miał wiele dziwactw.

Przyszedł do szpitala przygotowany na powrót do zdrowia po operacji brzusznej z odrobiną „lekkiego czytania”, aby zająć umysł – historyczny traktat Waltera J. Boyne'a Zderzenie skrzydeł: II wojna światowa w powietrzu.

Przeczytałem mu to na głos... o drugiej w nocy, kiedy odliczał sekundy do następnego uderzenia morfiny. Mniej oszołomiony, niż się spodziewałem, poprawił moją wymowę imion niemieckich, francuskich i czechosłowackich, dodając swoje uwagi dotyczące dokładności autora.

Skarżył się, że stanowisko pielęgniarek przed jego drzwiami jest zbyt głośne. W jego pokoju było za gorąco, za zimno, za jasno.

Przez kilka następnych dni starałam się zapewnić Joshowi komfort, podczas gdy Alan starał się chronić mnie przed nadmiernym wysilaniem się ze szkodą dla mojego zdrowia.

Ale chciałem usłyszeć każde słowo lekarzy, powitać każdego gościa, poznać każdą pielęgniarkę. To był nasz pierworodny syn.

Byliśmy w szpitalu, kiedy odebrałem telefon od brata. Moja 84-letnia matka zmarła. Dwa tygodnie później nasza rodzina (w tym Josh) poleciała do Pensylwanii na pogrzeb mamy (same zmiany ciśnienia w kabinie były dla Josha piekielne).

Wróciliśmy z tej podróży, aby spędzić następny tydzień na pakowaniu rzeczy naszych i Josha na przeprowadzkę z powrotem do Phoenix. Nasi lokatorzy spodziewali się dziecka za kilka tygodni, więc wynajęliśmy dom od kogoś innego.

Josh, podczas gdy radzenie sobie z chorobą miał talent do wbijania klina między mnie i Alana. Myślę, że każdy z nich chciał, abym został jego wyłącznym najlepszym przyjacielem. Byli to dwa dorosłe samce mieszkające pod jednym dachem.

Nawet gdy był zdrowy, Josh utrzymywał nieprzewidywalne godziny nocnych sów, drzemał w ciągu dnia i odwiedzał przyjaciół do późnych godzin nocnych. Jego choroba zakłóciła jego wzorce snu, a on do późnych godzin pisał posty na Facebooku i pisał e-maile.

Alan jest rannym ptaszkiem — wcześnie spać i wcześnie wstawać. O świcie jest najlepszy i najjaśniejszy, a wraz z upływem dnia traci parę.

Moje naturalne skłonności bardziej przypominają Josha. Same te wzorce wystarczyły, by przygotować grunt pod konflikt. Często Josh i ja budziliśmy się, rozmawiając, pijąc herbatę lub oglądając dziwaczne programy telewizyjne, takie jak „Żelazny kucharz”, długo po tym, jak Alan poszedł spać.

Niestety nasz jedyny telewizor znajdował się w salonie, oddzielonym od głównej sypialni cienką jak papier ścianą.

Josh upierał się, że pokona raka, ale nie mogłem zaprzeczyć, jak ogromne były przeciw niemu szanse. Starałam się jak najlepiej wykorzystać każdą minutę, jaką miałam z nim. Alan jednak nie był na tej samej stronie.

Chciał, aby Josh zachował wystrój domu, czego Josh nie chciał lub nie mógł robić, odkąd był małym dzieckiem.

Ogromne stosy rzeczy Josha, które wynieśliśmy z jego mieszkania w pudłach, skrzyniach, skrzyniach i workach na śmieci, wypełniły nasz garaż; a parkowanie naszych samochodów na ulicy było punktem spornym z lokalnym stowarzyszeniem właścicieli domów.

Napięcie trzeszczało w powietrzu. Josh i Alan sprzeczali się. Próbowałem je sobie wytłumaczyć. Czasami Josh nazywał Alana „twoim mężem” i mówił mi, że pojednają się w niebie, ale nie na ziemi.

Wiedziałem, że się kochają; po prostu nie mogli tego wyrazić bez obrażania się nawzajem.

Jednak trzy dni przed śmiercią Josh, kiedy lekarze usunęli rurkę respiratora z jego gardła, spojrzał na Alana i na mnie i zachrypiał: „Kocham cię, mamusiu. Kocham Cię tato. Alleluja!"

Jak więc Bractwo wpisuje się w ten zamęt? Wierzę, że fundament przyjaźni, który Alan i ja założyliśmy na początku naszego związku, utrzymywały nasze małżeństwo solidne, gdy wszystko wokół nas kruszyło się i pomagało nam radzić sobie z chorobą naszego syna..

Teraz, ponad rok po śmierci Josha, odbudowujemy się na tym fundamencie przyjaźni. Oboje byliśmy wstrząśnięci do głębi, ale nigdy nie kwestionowaliśmy wzajemnej lojalności.

Rozmawialiśmy i słuchaliśmy, kiwaliśmy głową i pocieszaliśmy. Podrapaliśmy się po plecach, potarliśmy ramiona i stopy.

Pewnego popołudnia kilka miesięcy temu, kiedy byłem w szczególnie ciemnym, kurczącym się emocjonalnie miejscu, Alan zasugerował: „Chodźmy na przejażdżkę”. Nalegał, żebym wsiadł do samochodu i zawiózł nas do Camp Verde, około godziny na północ od Phoenix.

On dostał Dairy Queen, a ja Starbucksa, i oboje na chwilę „wypadliśmy z głów”. Było coś niesamowicie terapeutycznego w zmianie naszego fizycznego otoczenia, co również zmieniło moją przestrzeń wewnętrzną.

Zawsze lubiliśmy spacerować, rozmawiać i spacerować — nie wędrować, nie spacerować — i staramy się często chodzić.

Swobodny rytm naszych kroków ułatwia rozmowę (lub nie) i dostrzeganie prostego piękna naszego otoczenia. Pomimo tego, przez co przeszliśmy, widzimy wokół nas to, za co wciąż musimy być wdzięczni.

Ostatnio zaczęliśmy wyciągać gry z naszej szafy. Na początku żadne z nas nie czuło się szczególnie konkurencyjne ani ostre, a koncentracja była wyzwaniem. Ale po tym, jak pokonałem Alana w naszej pierwszej rundzie w Othello, wrócił i zaatakował mnie w drugiej rundzie.

Ach, to było o wiele bardziej podobne! Teraz pozwalamy, aby instynkt zabójcy wyprzedził nas oboje, gdy opracowujemy strategię na remik ginowy i „No Dice”.

  • Zaangażowanie

Kryzys wydobywa z charakteru człowieka to, co najlepsze i najgorsze.

Ten pozbawił mnie i Alana wszelkich pozorów, które próbowaliśmy utrzymać w swoim towarzystwie.

Widzieliśmy nawzajem swoje surowe, odsłonięte emocje i większość ludzkich słabości. Zawiedliśmy każdego na niezliczone sposoby. Podczas gdy starałem się utrzymać głowę Josha nad wodą, moja podzielona lojalność pozostawiła Alana w morzu niepewności co do naszego związku.

Wybrałem swoje priorytety, wierząc, że Josh potrzebuje moich macierzyńskich usług, a Alan po prostu…

muszę „ssać” przez sezon.

Ale wiedziałem, że to tylko na sezon. Począwszy od przerażającego oświadczenia dr McClary'ego, żaden lekarz nie dał nam fałszywej nadziei co do szans Josha na przeżycie raka.

Nawet jego naturopata w Tucson zaoferował rodzaj leczenia polegający na chwytaniu za słomki z użyciem bolesnej i trującej substancji roślinnej. Josh nie chciał tego zaakceptować. Dla mnie ta wizyta przypieczętowała świadomość, że pozostało mu niewiele czasu na życie.

Więc odłożyłem pragnienia Alana na dalszy plan i zająłem się potrzebami Josha. Teraz mam nadzieję, że słuchasz tego punktu: nie negowałem mojego zaangażowania w Alan, ani nie marginalizowałem jego i naszego związku.

Wręcz przeciwnie, wiedziałem, jak solidne i mocne są nasze przysięgi małżeńskie. Duży, oprawiony w ramki, kaligraficzny egzemplarz wisi na widocznym miejscu w naszym domu. Widzimy je codziennie i traktujemy je poważnie.

Kiedy przysiągłem pozostać u boku Alana i oddać się mu jako „ten, któremu jego serce mogło bezpiecznie ufać”, miałem na myśli każde słowo w oczach Boga i człowieka.

Jednak Alan i ja nie zgadzaliśmy się co do pewnych aspektów opieki nad Joshem. Cenił moje zdrowie i dobre samopoczucie ponad zdrowie Josha, podczas gdy wszystko, co widziałem, to zdrowie Josha rozpadające się na naszych oczach.

Zmęczenie jest głównym objawem mojego stwardnienia rozsianego i Alan mnie zobaczył radzenie sobie z chorobą, przesuwając granice mojej wytrzymałości, przebywanie do późna, bieganie na posyłki po całym mieście, aby kupić drogie organiczne produkty spożywcze, suplementy, kozie mleko itd., wspierając Josha w nadziei, że te alternatywne metody leczenia pokonają jego raka, podczas gdy jego stan się pogorszył.

Josh zjeżył się, kiedy Alan zasugerował, by porozmawiał ze swoim onkologiem w Tucson lub porozmawiał z koordynatorem ds. pacjentów w centrum onkologicznym.

„Powiedz mężowi to i to” – mówił, triangulując naszą strukturę relacji. „Odmawiam uznania tego człowieka za mojego ojca”.

Nie widział, jak bardzo Alan cierpiał z powodu niemożności zrobienia czegoś, co mogłoby pomóc uzdrowić jego pierworodnego syna. Ale widziałem to, może nawet bardziej niż sam Alan.

Zaangażowanie Alana, by mnie pielęgnować i chronić, nigdy się nie zachwiało. Ale on walczył w tej bitwie na znacznie większej liczbie frontów niż ja, iw tym czasie przyjął o wiele więcej ciosów.

Teraz zdaję sobie sprawę, jak wiele ze swojego zdrowia, fizycznego, psychicznego i emocjonalnego poświęcił w tym czasie.

  • Komunikacja

Przed śmiercią Josha pracowałam z moim lekarzem, aby odzwyczaić się od leków przeciwlękowych. Chciałem dostroić się do moich emocji, móc płakać, kiedy czuję się smutny, i nie przedzierać się po omacku ​​przez smutek, próbując dowiedzieć się, jak powinienem się czuć.

Nie poleciłabym każdemu takiego działania, ale była to dla mnie słuszna decyzja. Spędziłem większość życia tłumiąc negatywne emocje, przygotowując się na smutek, złość i strach.

Teraz chciałem pozwolić sobie poczuć i przetworzyć wszystkie moje emocje. Nigdy w życiu tak bardzo nie płakałam.

Nasz kościół prowadzi program o nazwie GriefShare, który oferuje wsparcie osobom, które straciły ukochaną osobę.

Wkrótce po stracie Josha, Alan i ja zaczęliśmy uczęszczać na cotygodniowe sesje, pochylając się do siebie, płacząc i czerpiąc siłę i zachętę od grupy i jej liderów.

W ciągu następnych czterech miesięcy, kiedy przetwarzałem swój żal, czułem, że nabieram siły emocjonalnej.

Jednak Alan kierował się do ciemnego tunelu i żadne z nas nie widziało, jak nadchodzi.

Aby poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami związanymi z przeprowadzką dwa razy w ciągu roku, przebudową naszego domu i zasiedleniem bardzo zdezorganizowanej posiadłości Josha, przy jednoczesnym utrzymywaniu ministerstwa doradztwa non-profit, Alan przez jakiś czas był nadmiernie adrenaliną.

Krótko po Bożym Narodzeniu jego ciało powiedziało: „Dość” i popadł w depresję. Fizycznie, psychicznie, emocjonalnie i duchowo wyczerpany siadał na krześle w salonie, wpatrując się bezmyślnie i nie angażując się w rozmowę, nie podnosząc książki ani nie włączając telewizora.

Kiedy pytałem go, co chciałby zrobić, tylko wzruszał ramionami i wyglądał przepraszająco.

Przez większość naszego małżeństwa miałem ludzi, do których mogłem zadzwonić podczas kryzysu małżeńskiego, przyjaciół, do których możemy ufać, że wysłuchają obu stron naszych problemów, będą ze współczuciem słuchać, udzielać mądrych rad, modlić się i zachować poufność.

Polegaliśmy również na profesjonalnym chrześcijańskim doradcy Alfredzie Ells, który pomógł nam poprowadzić nas we właściwym kierunku w różnych sytuacjach kryzysowych.

Niejednokrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat Alan i ja siedzieliśmy w gabinecie Ala, rozwiązując zawiłe problemy. Dzień przed śmiercią Josha Al siedział w naszym salonie, zadając trudne pytania, dając mi forum do wyrażenia mojej złości na Alana za sposób, w jaki odnosił się (lub nie odnosił się) do Josha.

Nie chodzi o to, że ja miałem rację, a Alan się mylił, ale zawsze inaczej reagowaliśmy na sytuacje awaryjne — ja analizuję, próbując ustalić, co jest nie tak i jak najlepiej rozwiązać sytuację; Alan naprawiacz, skaczący do akcji.

Ponieważ uczymy pary, jak komunikować się ze sobą, niektórzy oczekują, że Alan i ja będziemy znakomicie się komunikować. Uważają, że nigdy nie wolno nam się kłócić, nie zgadzać ani źle odczytywać.

Ha! Przeciwieństwo jest prawdą. Alan i ja nauczyliśmy się umiejętności komunikacyjnych, których uczymy, ponieważ jesteśmy z natury takimi słabymi komunikatorami. Jesteśmy naturalnie kłótliwi, dumni i opiekuńczy, jak większość ludzi, których znamy.

W miesiącach choroby Josha często próbowaliśmy dyskutować o naszych problemach, gdy między nami powstawało tyle napięć. Ale najczęściej każdy z nas próbował przekonać drugiego do zmiany stanowiska.

Nasze umiejętności komunikacyjne działały OK; po prostu nie zgadzaliśmy się ze sobą – w kwestii życia i śmierci. Nie mogłem zmienić punktu widzenia Alana, a on nie mógł zmienić mojego.

Na szczęście dla nas, a raczej słusznie, dzięki łasce Bożej, Alan i ja prowadziliśmy ze sobą krótkie rachunki. Wiele lat temu nauczyliśmy się bezsensowności ponownego odwiedzania opuszczonych miast starych kłótni.

Tak, przeżyliśmy nasze dni potyczek w stylu rewolwerowca na zakurzonych ulicach Tombstone, strzelanie do przeszłości ranił jeden z nas, który nie chciał pozwolić umrzeć.

Ale z czasem i praktyką nauczyliśmy się, jak zająć się problemem, a nie osobą, która ma przeciwny pogląd na ten problem. Żadne z nas nie chce już dać się wciągnąć w kłótnie, które nasilają się emocjonalnie.

Ale przejście przez raka z Joshem pchnęło nas na nowe terytorium. Choć teren wyglądał nieznajomo, znaczna część terenu, który pokonaliśmy, przypominała miejsca, w których byliśmy wcześniej.

Czy pielęgnuję płaczące dziecko, czy daję mojemu mężowi trochę TLC pod koniec dnia pracy, które przekształciło się w Czy wyciskam jarmuż i trawę pszeniczną dla syna, który może wypić łyk lub dwa mikstury i zakręcić nos przez resztę, lub mam dać mojemu mężowi trochę TLC na koniec jego dnia pracy?

Pewnego wieczoru Alan wyszedł i spędził noc w motelu, aby uniknąć frustracji spowodowanej moim kamiennym murem. Żaden z nas nie chciał ruszać się na naszych stoiskach w kwestiach, które nas dzielą. I szczerze mówiąc, oboje mieliśmy rację, o ile którekolwiek z nas mogło mieć rację lub się nie mylić.

Rozumieliśmy się; po prostu się nie zgadzaliśmy.

Ale kiedy Josh odszedł, nie widziałam sensu w obronie jego zachowań lub wyjaśnianiu Alanowi jego sposobu myślenia. Musieliśmy wspierać się emocjonalnie w naszym żalu.

W ciągu roku od śmierci Josha, Alan i ja ponownie rozpracowaliśmy problemy, którymi zajmowaliśmy się w tym czasie. Wykąpaliśmy je w przebaczeniu i okryliśmy łaską.

Słuchaliśmy siebie nawzajem, trzymaliśmy się za serca, trzymaliśmy się za ręce. Mamy dużo

czasu teraz w ciszy naszej straty, aby wysłuchać się nawzajem.

Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas zmieniło pozycję lub postąpiłoby inaczej, gdybyśmy mieli przejść przez to wszystko jeszcze raz. Ale werbalizujemy nasze uczucia, słuchamy i czujemy się zrozumiani.

  • Kompletność

Ani Alan, ani ja nie czuliśmy się romantycznie w okresie choroby Josha. Jestem kobietą po menopauzie. Oboje braliśmy leki przepisane przez naszych lekarzy, które miały nam pomóc w radzeniu sobie z lękiem.

Starałam się utrzymać nasz związek seksualny i zaspokoić potrzeby Alana, ale byłam rozkojarzona, zaabsorbowana. Jego leki wpłynęły na jego reakcje. Myślał, że stymuluję go inaczej niż zwykle, w jakiś sposób modyfikując moje fizyczne zaangażowanie z nim.

Tęsknił za wyzwoleniem, jakie zwykle dawał mu seks, ale nawet to, co uważałem za udane zakończenie, nie przyniosło mu satysfakcji, jakiej mogliśmy się spodziewać po 35 latach.

To było tak, jakbyśmy zaczynali wszystko od nowa, próbując nauczyć się być kochankami.

Czułam się zupełnie niezainteresowana seksem. Nie chodzi o to, że aktywnie się temu sprzeciwiałam lub odmawiałam, ale nie pragnęłam tego rodzaju przyjemności dla siebie.

Jednak Alan (niech Bóg go błogosławi) nalegał, aby „zadowolić” mnie przynajmniej raz w tygodniu. Niechętnie się rozebrałam i położyłam się na łóżku tak nie zaangażowana jak dziecko czekające na zmianę pieluchy.

A jednak był zdeterminowanym kochankiem i wciągnął mnie w miejsce zaangażowania, radości i uwolnienia, aż rozpłynęłam się w jego ramionach i wielokrotnie mu dziękowałam za troskę o mnie.

W kwietniu obchodziłam swoje 60 urodziny. Fizjologicznie Alan i ja prawie nie przypominamy mocno wysportowanych gimnastyczek, które rozbierały się przed sobą w noc poślubną.

Ale seks, choć nie tak częsty jak 36 lat temu, pozostaje istotnym elementem naszego

wyraz miłości do siebie. Czy muszę mówić, że dla niego jest inaczej niż dla mnie?

Nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiem narastającą w nim presję, która wymaga ujścia, które mógłby uwolnić w inny sposób, ale w połączeniu ze mną znajduje to swój najpełniejszy i satysfakcjonujący wyraz spełnienia. I ten akt małżeństwa „ponownie skleja” klej, który spaja nasz związek.

Z biegiem lat nasza technika uległa zmianie. Mogę się zrelaksować. Nie martwię się już hałasami z zewnątrz, a bez dzieci w domu nie muszę zamykać drzwi do sypialni. Nauczyłem się otrzymywać od Alana, a on nauczył się rytmów moich odpowiedzi.

Zobacz też: Znaczenie seksu w małżeństwie.

Tworzymy dobrą parę kochanków, on i ja. Dopóki mamy czas.

  • Poświęcenie

Nie ma innego sposobu, aby to powiedzieć: doświadczenie utraty dziecka wstrząsa wiarą. Wstrząsnęło moim. Wstrząsnęło Alana. Ale drżenie to nie to samo, co łamanie.

Nasza wiara została zniszczona, ale nie została złamana. Bóg wciąż jest na tronie wszechświata; żaden z nas nigdy nie kwestionował tej uniwersalnej Prawdy.

Jak moglibyśmy kontynuować, gdyby Suwerenny Bóg nie był wciąż tą samą atmosferą, w której my? a nasz świat istnieje?

Gdybyśmy nie mieli pewności, że Josh, nieskrępowany swoim złamanym ciałem, wypuścił ducha i obudził się odmieniony, cały, pogrążony w Życiu Wiecznym oczekującym na wszystkich, którzy ufają Jezusowi w zbawieniu?

Wyobrażam sobie, jak skorupa jego ziemskiego ciała odpada, bezużyteczna, a jego duch natychmiast skacze pełną parą w chór aniołów i wszystkich świętych, którzy go poprzedzali. A w mgnieniu oka, Alan i ja też tam będziemy.

To jest nasza nadzieja zmartwychwstania, wypełniona na krzyżu w Mesjaszu, Doskonałym Baranku Bożym, którego krew wiecznie spływa po nadprożu ziemskiego „domu” każdego wierzącego.

Nasza wiara wciąż odzyskuje siły po grawitacyjnych zmianach, które wstrząsnęły naszym światem. Nie mogłem prowadzić dziennika w czasie ciszy. Studiowanie Biblii jest dla mnie trudne, chociaż słowo pozostaje źródłem głębokiej pociechy, jego Prawda rezonuje w mojej duszy.

Alan na początku kontynuował wszystkie swoje działania związane ze służbą, prowadząc małą grupę i nauczając, podczas gdy ja, nie mogąc przebrnąć przez nabożeństwo bez płaczu, ledwo wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek znów coś poprowadzę.

Potem, prawie bez ostrzeżenia, nasze role się odwróciły. Alan uderzył w tę emocjonalną ścianę i pogrążył się w depresji. Stwierdził, że tłumy lub grupy dowolnej wielkości są dla niego nie do zniesienia. Gdy emocjonalnie podnosiłem się na nogi, pragnąc więcej społeczności i interakcji z innymi ludźmi, wycofał się z nich.

Teraz odzyskujemy naszą duchową równowagę. Nie jesteśmy jeszcze „w domu”, ale jesteśmy w drodze.

Podczas radzenia sobie z chorobą, oto niesamowite, cudowne, ekscytujące odkrycie, jakiego dokonałam na temat mojego męża podczas spaceru po lesie smutku. Nigdy nie przestał zapewniać mi duchowego okrycia. Każdego dnia czułam jego opiekuńcze modlitwy za mnie.

Nasz wspólny czas modlitwy wydaje się przeciętny, często krótki. Czasami mówi mi, jak bardzo niekreatywnie i bez natchnienia czuje się w swoim duchowym chodzeniu. Ale faktem jest, że nie przestał chodzić.

Codziennie spotyka się z Panem, a ja jestem bezpieczna, chroniona duchowym dachem, który utrzymuje nad moją głową.

Nawet jeśli nie jesteśmy ze sobą zsynchronizowani, nasze duchy pozostają splecione przez przymierze zawarte 36 lat temu.

Dzięki tej transakcji połączyliśmy wszystko, co mieliśmy i stworzyliśmy jedną organiczną całość, która obejmuje znacznie więcej niż nasze dobra materialne. Mimo to minęły lata, a ja nadal rozróżniałem między naszym indywidualnym wkładem w naszą zbiorowość, powiedzmy „mój” sukces, „jego” osiągnięcie, „mój” talent, „jego” zdolności, „moje” i „jego” relacje z każde z naszych dzieci.

Proces radzenia sobie z chorobą, utratą i żałobą Josha podpalił ten stos rzeczy „moich” i „swoich”. Spalanie pochłonęło nasze poprzednie życia, jakie znaliśmy. To, co zostało, przypominało kupę popiołu — bezbarwną, martwą, niewartą przesiewania.

Jakiego koloru jest smutek? Co odróżnia zwęgloną dumę Alana od mojej? Jaka to różnica?

zrobić, jak wyraziliśmy miłość do Josha, zanim umarł?

Niedawno oglądałem program telewizyjny o Mount St. Helens, wulkanie w Waszyngtonie, który wybuchł 18 maja 1980 roku, niszcząc 230 mil kwadratowych lasów. Chroniony jako zabytek narodowy, obszar o powierzchni 110 000 akrów pozostał nienaruszony, aby naturalnie odzyskać.

O dziwo, dosłownie z popiołów, życie wraca na ziemię. Małe gryzonie, które zwietrzyły erupcję pod ziemią, poruszyły ziemię swoimi tunelami, tworząc glebę, w której mogą gromadzić się i kiełkować nasiona.

Powróciły dzikie kwiaty, ptaki, owady i większe zwierzęta. Spirit Lake, pozostawiony płytkim i bagnistym przez lawinę, powraca do swojej dawnej krystalicznej czystości, choć z nowo skamieniałym lasem pod powierzchnią.

Tak więc Alan i ja znajdujemy naszą nową „normalność”.

Tak jak w 2 Liście do Koryntian 5:17, stare rzeczy przeminęły i prawie wszystko w naszym życiu jest przekształcane w coś, co Pan zamierzył dla nas od samego początku. Stajemy się bardziej podobni do Niego.