Dlaczego zarządzanie małżeństwem jest tak samo ważne, jak szukanie indywidualnego spełnienia

Autor: John Stephens
Data Utworzenia: 27 Styczeń 2021
Data Aktualizacji: 1 Lipiec 2024
Anonim
Dlaczego mężczyźni boją się inteligentnych kobiet? Q&A
Wideo: Dlaczego mężczyźni boją się inteligentnych kobiet? Q&A

Zawartość

Spędziłem ostatnie kilka lat mojego życia, podejmując skoncentrowaną próbę radzenia sobie z chorobą afektywną dwubiegunową i związanymi z nią problemami. Chciałem być lepszy. Musiałem też być lepszy. Powodów, które mnie kierowały, było wiele, ale głównymi z nich była moja żona i dzieci. Kiedy zdobyłem kierownictwo, zdarzyło mi się nagle zdać sobie sprawę, że zatrzymało mnie to w martwym punkcie. Zapomniałem czegoś, mojego małżeństwa. To nie było coś, co próbowałem zrobić. W rzeczywistości głównym powodem, dla którego skupiłem się na leczeniu mojej choroby afektywnej dwubiegunowej, lęku i zespołu stresu pourazowego, były negatywne skutki, jakie wywierały na relacje między moją żoną a mną. Nadwerężyli naszą miłość i osłabili naszą determinację, by ją trzymać na zewnątrz.

Przejrzystość w szpitalu

Ta niestabilność pokazała mi, że muszę zmienić swoje życie. Punktem wyjścia był mój ostatni pobyt w szpitalu, trzy lata temu. Spędziłem tam prawie cały czas rozmawiając z innymi mieszkańcami i zbierając ich historie. Wszyscy byli różni, ale wszyscy mówili mi to samo. Byłem zbyt pasywny w moich próbach radzenia sobie z moimi problemami. Robiłem wszystkie właściwe rzeczy. Brałem leki, szedłem na terapię i chciałem wyzdrowieć. Problem polegał na tym, że zostawiałem te wszystkie rzeczy w gabinecie lekarskim, kiedy wychodziłem i nie zabierałem ich do domu.


Zamiast tego sprowadziłem całą siłę moich problemów do domu mojej żonie.

Podczas moich depresyjnych epizodów raz za razem rozpływałem się we łzach. Myśli samobójcze przelatywały mi przez głowę i przerażały mnie, że mogę podjąć kolejną próbę. Błagałem o pocieszenie mojej żony, ale stwierdziłem, że nigdy nie jest w stanie dać mi wystarczająco dużo. Pchałem, ciągnąłem i błagałem ją, żeby dała mi coś więcej. Potrzebowałem jej, by dała mi wszystko, czym była, w nadziei, że wypełni we mnie dziurę i zmyje myśli samobójcze. Nie mogła mi dać więcej, niż już była. Nie wystarczyłoby, gdyby mogła. Zamiast znaleźć sposób, by pomóc sobie wyjść z dziury, zadałem jej ból. Moje pragnienie pocieszenia ją zraniło, ponieważ nauczyło ją, że jej miłość nie wystarczy. Moje ciągłe wzmianki o myślach samobójczych przerażały ją i denerwowały, ponieważ czuła się bezsilna i zmartwiona. Wykorzystałem nawet poczucie winy z powodu myśli samobójczych jako prośby o więcej pocieszenia. W moich stanach maniakalnych ledwo mogłem rozpoznać, że istnieje. Byłem zbyt skupiony na tym, czego chciałem i co czułem, że potrzebowałem w tym czasie. Realizowałem każde pragnienie ze szkodą dla wszystkiego w moim życiu. Odrzuciłem jej uczucia i zignorowałem prośby moich dzieci, aby z nimi być. Zaczęła się wyłączać. Nie dlatego, że skończyła z naszym małżeństwem. Zamykała się, bo nie miała nic do dania. Chciała tylko, żeby było lepiej. Chciała, żeby koszmar się skończył. Nie chciała być jedyną osobą zarządzającą małżeństwem


zyskałem nową perspektywę

Kiedy wyszedłem ze szpitala, zaatakowałem moje leczenie z jeszcze większym poczuciem jednomyślności. Zabrałem do domu wszystkie mechanizmy radzenia sobie i wypróbowałem je w życiu. Próbowałem ich w kółko i modyfikowałem tak, jak potrzebowałem. Pomogło, ale to nie wystarczyło. Nadal ich raniłem i nie mogłem wymyślić, jak to zrobić lepiej. Widziałem to jako bezpośredni rezultat moich odcinków. To były czasy, w których czułem najmniejszą kontrolę i sprawiałem najwięcej bólu. Zacząłem się ich bać o to, co przynieśli. Przynieśli zamęt, który niszczył moje życie. Nie mogłem utrzymać spójnej zmiany perspektywy. Nie mogłem podjąć tylko jednej decyzji i być lepszym. Nadal czułem się tak samo poza kontrolą.

To musiała być ona

Wtedy tego nie widziałem. Zamiast tego zacząłem wierzyć, że problemem był nasz związek. Racjonalizowałem, że nie byliśmy wystarczająco zdrowi, abym mógł być zdrowy. Nie radziliśmy sobie odpowiednio z naszym małżeństwem. Więc błagałem ją, żeby poszła ze mną na poradnictwo małżeńskie. Miałem nadzieję, że to pomoże. Poddała się i poszliśmy. Pomysł polegał na pracy nad nami, ale skupiłem się na tym, czego dla mnie nie robiła. Nie całowała mnie tak często, jak jej potrzebowałem. „Kocham cię” nie pojawiało się wystarczająco często. Jej uściski nie były wystarczająco pełne. Nie wspierała mnie, ponieważ musiała mnie wspierać.


Nie widziałem, jak ranią ją moje słowa. Terapeuta próbowała ująć moje myśli i działania ze swojej perspektywy, ale nie mogłem tego zobaczyć. Widziałem tylko własną perspektywę i pozwalałem na kompromisy.

Kompromisy postrzegałem jako potwierdzenie, że nie robiła wystarczająco dużo. Mogła zrobić więcej, żeby mi pomóc. Potem wydawała się odsuwać ode mnie dalej. Miałem kolejną chwilę jasności.

Czas ponownie wejść do środka.

Nie wiedziałem, co zrobić, poza tym, żeby trzymać moje epizody z daleka. Były rzadsze z moimi lekami, ale nadal się zdarzały. Myślałem, że kluczem do szczęśliwego życia jest ich całkowite unikanie, więc zwróciłem się do wewnątrz. Szukałem w sobie każdej wskazówki, która mogłaby mi powiedzieć, jak to zrobić. Nie mogłem znaleźć odpowiedzi, jak im zapobiec, ale wpadłem na pomysł. Miesiącami obserwowałem każdą moją reakcję, zwracałem cały wzrok do wewnątrz i obserwowałem swój emocjonalny zakres. Musiałem wiedzieć, jak wyglądają moje normalne emocje. Pozbawiłem kawałków z każdej reakcji i każdej wypowiedzianej frazy.

Nauczyłem się swojego rdzenia, zbudowałem emocjonalną władcę i zbudowałem go, wyłączając resztę świata. Musiałem się ze mną zobaczyć, a wszystko inne było tylko rozproszeniem. Nie widziałem potrzeb i pragnień mojej żony i dzieci. Byłem zbyt zajęty. Zarządzanie moim małżeństwem i dziećmi nie było już moim priorytetem.

Moje wysiłki zostały jednak nagrodzone. Miałem linijkę i mogłem jej używać i oglądać odcinki z kilkudniowym wyprzedzeniem. Zadzwoniłem do mojego lekarza i poprosiłem o dostosowanie leków z kilkudniowym wyprzedzeniem, pozostawiając sobie tylko kilka dni epizodu, zanim lek zadziałał i odepchnął je.

Znalazłem to!

Byłem bardzo zadowolony z tego, co znalazłem. Rozkoszowałem się nim. Ale nadal nie skupiałem się na tym, jak rozwiązać spór w moim małżeństwie.

Powinienem był wtedy zwrócić się do żony i dzieci i cieszyć się z nimi pełnym życiem, ale byłem zbyt zajęty świętowaniem swojego sukcesu. Nawet będąc zdrowym nie miałem czasu na zarządzanie moim małżeństwem czy rodziną. Moja żona i ja znowu poszliśmy do poradni, bo tym razem wiedziałem, że coś z nią jest nie tak, bo mi się udało, byłem lepszy. Pozostała w dużej mierze milcząca. Nie rozumiałem łez w jej oczach. Myślałem, że to oznacza, że ​​wciąż nie radziłem sobie wystarczająco dobrze. Więc ponownie zwróciłem się do wewnątrz. Oprócz leków, starałem się dowiedzieć, kim jestem i jak radzić sobie z epizodami. Moje spojrzenie było zawsze zmuszone do wewnątrz. Miesiącami szukałem siebie. Patrzyłem i patrzyłem, analizowałem i trawiłem. Wchłonięty i zaakceptowany. Czułem się jednak pusty. Mogłem powiedzieć, że czegoś przegapiłem.

Spojrzałem wtedy na zewnątrz i zobaczyłem życie, które stworzyłem. Stworzyłem życie w szczęściu, którego nie chciałem zobaczyć. Miałem kochającą żonę. Dzieci, które mnie kochały i uwielbiały. Rodzina, która nie pragnęła niczego więcej niż czasu ze mną. Tak wiele rzeczy wokół mnie przynosiło szczęście, ale zmusiłem się do pozostania w granicach własnego umysłu. Ktoś dał mi wtedy książkę. Chodziło o zarządzanie twoim małżeństwem i związkami. Byłem niechętny, ale przeczytałem.

Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek bardziej się wstydziłem.

Miałam rację, kiedy myślałam, że potrzebujemy poradnictwa małżeńskiego. Miałem rację, kiedy czułem, że w moim życiu jest tak wiele złego. Moje zaburzenie, moje problemy były problemem, który wymagał rozwiązania, ale oślepiły mnie na to, gdzie był problem poza mną. Nie widziałem najważniejszej rzeczy, którą powinienem był zrobić. Zarządzanie moim małżeństwem i rodziną.

Powinienem żyć swoim życiem.

Powinnam była ścigać moje dzieci korytarzem i łapać je w uścisku, zamiast próbować łapać kosmyk jaźni, który gonił po drogach mojego umysłu. Powinienem porozmawiać z żoną o treści naszego dnia, zamiast prowadzić monolog pytań bez odpowiedzi. Byłem tak zajęty szukaniem życia w sobie, że zapomniałem o życiu, które w nich miałem. Tak bardzo się wstydziłem tego, co zrobiłem, i nie dokończyłem. Zaczęłam bawić się z moimi dziećmi na każdą prośbę. Podzieliłem się ich śmiechem i trzymałem je, gdy potrzebowały mojego dotyku. Wymieniałam każde „Kocham Cię” i wkładałam się w każdy uścisk. Chciałem ich zmiażdżyć, ale w dobry sposób. Ich szczęście z ich włączenia przyniosło z kolei szczęście mnie.

Odwróciłem ją plecami do siebie.

Co do mojej żony? Nie mogliśmy ze sobą rozmawiać bez kłótni. Nienawidziła moich nieustannych zapewnień „Kocham cię”. Opierała się każdemu uściskowi i westchnęła na pożegnalne pocałunki. Tak bardzo się bałam, że trwale zniszczyłam najważniejszy związek, jaki kiedykolwiek miałam. Kiedy skończyłem studiować księgę, zobaczyłem moje złe postępowanie. Przestałem stawiać ją na pierwszym miejscu. Czasami nie było jej nawet na liście. Przestałem ją ścigać. Po prostu z nią mieszkałem. Nie słuchałem jej. Byłem pochłonięty tym, co chciałem usłyszeć. Książka pokazała mi, strona po stronie, wszystkie sposoby, w jakie zawiodłam w moim związku. Byłem zaskoczony, że już mnie nie opuściła. Pytanie „Co ja zrobiłem?” przemknęło mi przez głowę w kółko. W pogoni za własnymi potrzebami zadałem tyle ran i prawie straciłem wszystko, co było dla mnie ważne. Postąpiłem zgodnie z radą w książce tak ściśle, jak tylko mogłem, z resztą nadziei, jaką mi pozostało. Próbowałem zarządzać swoim małżeństwem.

Pamiętałem moje śluby.

Zacząłem ją traktować tak, jak powinna była być traktowana przez cały czas. Przeformułowałem rzeczy, które powiedziałem, aby usunąć jad. Robiłem w domu rzeczy, które zaniedbywałem. Poświęciłem czas, aby jej wysłuchać i być z nią. Potarłem jej zmęczone stopy. Przyniosłam jej drobne upominki i kwiaty, aby pokazać jej moją miłość. Zrobiłem, co mogłem, aby dać więcej, niż otrzymałem. Znowu zacząłem traktować ją jak żonę.

Początkowo jej reakcje były zimne. Już przez to przechodziliśmy, kiedy czegoś od niej chciałem, często tak się zachowywałem. Czekała na rozpoczęcie żądań. Straciłem nadzieję, ale nadal próbowałem pokazać jej, że to coś więcej. Nadal zarządzałem swoim małżeństwem i przestałem odkładać je na dalszy plan.

W miarę upływu tygodni sytuacja zaczęła się zmieniać. Jad z jej odpowiedzi odpłynął. Jej opór wobec „kocham cię” ustąpił. Jej uściski znów wydawały się pełne, a pocałunki były swobodne. Nie było jeszcze idealnie, ale sytuacja się poprawiała.

Wszystkie rzeczy, o które narzekałem i o które na nią narzekałem podczas poradnictwa małżeńskiego, zaczęły zanikać. Zdałem sobie sprawę, że te rzeczy nie były jej winą. Były jej sposobem na uchronienie się ode mnie. Były to strupy, które powstały z mojego emocjonalnego znęcania się i zaniedbania. Nasz związek nigdy nie był problemem. To były moje działania, moje światy, moje zaangażowanie i mój pogląd na to.

Byłem tym, który musiał się zmienić.

Nie ona. Słuchałem moich dzieci. Znalazłem dla nich czas. Traktowałem ich z miłością i szacunkiem. Pracowałem, aby dać im więcej. Przestałem oczekiwać różnych rzeczy i zacząłem się od nich uśmiechać. Żyłem w miłości, a nie w strachu. Czy wiesz, co znalazłem, kiedy to zrobiłem? Ostatnie kawałki siebie. Odkryłem, że prawdziwy wyraz mojej wewnętrznej jaźni pojawił się w interakcjach, które miałem z tymi, których kochałem.

Kiedy spojrzałem na to, jak kocham moją żonę i dzieci, zobaczyłem, kim jestem, a kim nie. Widziałem swoje porażki i widziałem swoje triumfy. Szukałem uzdrowienia w niewłaściwych miejscach. Miałem rację, że spędziłem trochę czasu w środku, ale nie za dużo. Zaniedbałam zarządzanie moim małżeństwem i rodziną na korzyść siebie i jestem pewna, że ​​prawie zapłaciłam straszliwą cenę za to zaniedbanie. Nadal nie jestem idealny, moja żona siedzi sama na kanapie, kiedy to piszę, ale nie muszę. Nie muszę poprawiać się każdego dnia, ale potrzebuję silnego zaangażowania, aby robić lepiej tak często, jak tylko mogę.

Ucz się na błędach.

Nauczyłem się, że powinienem poszerzyć swoje skupienie poza sobą. To było w porządku, aby się poprawić i dążyć do tego, ale ważne było również, aby pamiętać o ważności tych w moim życiu. W czasie spędzonym z nimi odkryłem więcej postępów w samodoskonaleniu niż kiedykolwiek robiłem to samotnie. Nauczyłam się szerzyć moją miłość i wygrzewać się w chwilach z tymi, których kochałam. Ich miłość jest warta więcej niż tysiąc chwil autorefleksji. Byłem świadkiem wzmocnienia zaangażowania małżeńskiego, kiedy moja uwaga przeniosła się z autorefleksji na robienie postępów w moim związku.

Nadszedł czas, aby docenić to, co we mnie tworzą i zwiększyć ich wartość poprzez moje słowa i czyny. Potrzebują mojej miłości bardziej niż ja.

Ostatnie na wynos

Jak zarządzać swoim małżeństwem, kiedy znajdujesz się w takiej sytuacji jak ja? Nie szukaj wskazówek, jak radzić sobie z trudnym małżeństwem, zamiast tego szukaj rzeczy, które możesz robić źle. Twoje szczęście nie jest obowiązkiem twojego partnera. Jeśli chcesz wiedzieć, jak przetrwać nieszczęśliwe małżeństwo i rozwijać się, zajrzyj do środka i zastanów się, co wnosisz do związku i jak możesz poprawić sytuację. Robisz pierwszy krok i szukasz sposobów, aby twoje małżeństwo było świeże.

Nawet jeśli teraz czujesz, że twój partner nie robi wszystkiego, co powinien, aby utrzymać twój związek w błogim stanie, i mocno wierzysz, że może wiele zrobić, aby poprawić sytuację, najpierw spójrz na siebie. Wiedzieć, „jak sobie radzisz z trudnym małżeństwem?” musisz spojrzeć w głąb siebie i nie skupiać się tylko na własnym szczęściu, ale na tych, których kochasz.